Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
2204
BLOG

Królewskie refleksje

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki Polityka Obserwuj notkę 48

Na ten wywiad czekałem. Wiedziałem, że kiedyś musi nastąpić. To prawie jak spełnienie matematycznej teorii w fizyce potwierdzonej eksperymentalnie. Moja notka jest w jakimś sensie kontynuacją tej notki. Pokazuje ona rasę panów, której mamy nieszczęście doświadczać w naszym biednym kraju. Tak się ciekawie złożyło i traktuję to, jako swego rodzaju znak, że udzieliło go Król. Marcin Król.

Zwykły ludziom jedzącym ziemniaki z zasmażką oraz pijącym czystą pszeniczną lub ziemniaczaną wydaje się, że życie królewskie to jest bajka. Nic bardziej mylnego. Oczywiście jest tak tylko wtedy, gdy lud robi zrzutkę na królewiczów pozwalającym jeść i pić wykwintnie oraz do woli korzystać z przyrodzonego im prawa do pierwszej nocy z dziewkami z ich włości. Ale w warunkach likwidacji przywilejów dla świętych krów królewicze mają się byle jak. Czy taki prosty człowiek jedzący te ziemniaki z omastą pomyśli ile kosztuje obiad w dobrej restauracji albo ile kosztują wakacje w Toskanii lub też ile miesięcznie trzeba wydać na rasowe trunki? Jak wtedy żyć, jak żyć z tej marnej akademickiej pensyji? Ilekroć mam wątpliwą przyjemność kontaktu mentalnego z takimi królewiczami tęskniącymi za czasami świetności to zawsze sięgam do Internetu, który nie wybacza. I prawie zawsze z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością znajduję, że królewicz taki należał i nadal należy do „niewidzialnego kolegium” (Collegium Invisibile). I nagle wszystko robi się jasne jak słońce. Wyłazi jak słoma z gumowców talmudyczna niechęć do gojów. Nie pojmuję tylko jednego.  Dlaczego to całe „społeczeństwo otwarte”, które promują jest prowadzone przez „niewidocznych kolegów”. Czego tu się wstydzić?

Dzięki tej publicznej królewskiej konfesji otrzymaliśmy jak na dłoni obraz części inteligencji polskiej aspirującej do istnienia w wyżej warstwy społecznej, a która jest zwyczajnym, prostackim plebsem używającym Old Spice, chodząca w dobrze skrojonych garniturach i pijącym wykwintne whisky. Poza tym mentalnie bardzo blisko społecznym lumpom. Dopóki było jak było to taki mój ulubiony Leszek Balcerowicz, gdy się wypowiadał w mediach to podpierał się jednym paluszkiem pod brodę, wypowiadał okrągłe zdania z profesorską powagą. Ale gdy przestało być jak było to nagle posługuje się językiem żula, aż tętni w nim ledwie tłumiona wściekłość i mowa nienawiści. Czasami mam wrażenie, że dzień zaczyna od telefonu z dalekiego kraju, w którym słyszy pełen irytacji głos najbardziej niewidzialnego kolegi, wyrzekającego na jego nieskuteczność. Mówiąc w prostych żołnierskich słowach dostaje codzienną porcję zasłużonej zjebki. A potem odreagowuje tę frustrację publicznie.

Przez ostatnie bez mała trzy dziesięciolecia królewicze wyrzekali na lud, że nie rozumie jakim dobrem został ubogacony w postaci prawa głosu w wyborach. Wyrzekali, że nie dorósł do tego. Że oni – ci królewicze – muszą na swoich barkach nieść ten trud. Ale gdy lud dorósł i nie wybrał królewiczów to rwą swoje włosy i wynajmują zawodowe rytualne płaczki, które robią lament na cały świat. Nie ma znaczenia gdzie się to dzieje, czy w Polsce, czy na Węgrzech, czy w Stanach. Mieszają przy tym ten sam lud z błotem. Ale jakby nie patrzeć ten ten lud jest solą większościowej arytmetyki wyborczej. Pojawił się więc u nich jakiś samobójczy gen. W tej sytuacji nic tylko czekać na jakąś obcą armię, która zrobi im tu właściwą demokrację. Bo liczenie głosów nic już w tej sytuacji nie da.

O skali aberracji umysłowej byłych królewiczów świadczy wpis, który dziś znalazłem na twitterze. Autor wnioskuje w nim, że skoro była zbiórka na powstanie świątyni Opatrzności, jako wotum od Narodu za Konstytucję 3 Maja, to ten sam Naród powinien zrobić zrzutkę na jeden z upadających medialnych klonów Gazety Wyborczej. Zaprawdę powiadam wam, najgorsze powstanie, jakie się przytrafiło Polsce to powstanie Gazety Wyborczej.

Marcin Król wspomina w gazecie ludzi rozumnych nocne popijawy z Mazowieckim Tadeuszem, które kończyły się na ciut świt nad ranem, gdy się - jak to określa - „zamaszyście się odprowadzali”. Gdyby wówczas wylegitymował go jakiś patrol policji, to na stwierdzenie, że „jest pan pijany jak nie przymierzając świnia” to oburzony rzekłby pewnie:

- Wypraszam sobie, ja nie jestem prostym chamem, ja piłem wykwintny koniak!

Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka