Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
345
BLOG

Gasnące światełko w oknie

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Jak tamten dzień wygląda z pespektywy trzydziestu pięciu lat? Rozpoczynam pisać tę notkę 12.12. Trzydzieści pięć lat temu, wróciłem po kilkunastu dniach strajku studenckiego przeprowadzonego z dużym rozmachem i porozumiem wszystkich uczelni miasta.  Sytuacja ze strajkiem była coraz bardziej bez wyjścia. Podjęliśmy wspólnie decyzję o przerwaniu go. Trzeba było doprowadzić uczelnie do zajęć. Nie mogło być mowy, aby jakiś bałagan pozostał. Sprzątaliśmy do późnej nocy. O 23:45, w czasie gdy to piszę byłem już w domu. Umyłem się, zjadłem spóźnioną kolację i padłem jak nieżywy. Obudziłem się rano. W telewizorni w kółko leciał teledysk z facetem w czarnych okularach. Zrobiłem sobie kilka kanapek i czmychnąłem do akademika. Gdybym powiedział, ze się nie bałem to bym skłamał. Liczyłem, ze wśród studentów w akademiku będzie bezpieczniej. Przenocowałem dwie noce na waleta i wróciłem do domu. Byłem w międzyuczelnianym komitecie strajkowym, ale esbecja uznała, ze nie jesteśmy większym zagrożeniem. Najważniejsze były zakłady pracy. Przyszli do mnie dopiero w pierwszej dekadzie stycznia 1982. I tak trwało w mniejszym lub większym natężeniu aż do roku 1986.

Jak tamten dzień wygląda dziś z perspektywy tylu lat? Nijak. Do dupy. Od kilku lat nie bierzemy już razem udziału w manifestacjach w tym dniu. Jest między nami bariera nie do przeskoczenia. Elektronowi łatwiej przeskoczyć barierę potencjału niż nam wspólnie śmiać się do wspólnych wspomnień. Nie pijemy ze sobą wódki. Nie śpiewamy razem Wyrwij murom. Z każdym dniem narasta wrogość po tamtej stronie. Są sfrustrowani, że przegrali z kurduplem, który nie ma kolegów takich jak oni, nie ma konta w banku i nie ma prawa jazdy. Gdy byli u władzy to protekcjonalnie poklepywali nas po plecach i zaglądając głęboko w oczy szydzili żebyśmy wygrali wybory. Skąd się w nich zrodziło to pieprzone poczucie wyższości i monopolu na rację? Kiedyś byli sympatycznymi chłopakami i fajnymi dziewczynami. Teraz pogardzają nami. Ale wtedy też pogardzali, tylko tak jakoś protekcjonalnie, jakby z konieczności przebywania z niechcianym  dzieckiem,  które wymaga specjalnej troski. Nie ma już żadnej merytorycznej dyskusji, szorstkich przyjacielskich kłótni całymi godzinami. Jest tylko wrzask i histeria. Przestałem próbować coś zmienić. Zaciąłem się. Nie potrzebuję ich. Walcie się. Na drzewo.

Jak dziś wygląda z perspektywy tamtego dnia? Gdy ktoś, kto zna tylko mój nick, nie zna mojej przeszłości, nie wie, co wtedy robiłem i wyzywa mnie od pezetpeerowskich epitetów, gdy mnie opluwa od rosyjskich agentów to powiem szczerze, krew odpływa z policzków, szczęki się zaciskają i pięści też. Skopałbym dupę palantowi. Ale ja chcę i pozostanę tutaj No Name. W tym, co piszę odnajdą się inni z tego samego pokolenia. Mówię za siebie i za nich. Piszę za Tadka, którego już tutaj nie ma. Twardy był, dostał w karcerze łomot od klawiszy, ale nie pękł. Dobrze, że nie widzi teraz tej sromoty. Piszę za Tomka, który wytrzymywał z uśmiechem i pogodą ducha tamten czas a złamało go nieudane życie. Akurat na wiosnę, gdy wszystko budziło się do życia. I po chwili mięśnie odpuszczają, krew krąży normalnym rytmem. Uśmiecham się sam do siebie: przecież to jest tylko taka gra. Tak panie Kropotkin? Tak panie Cogito? I wtedy odpowiadam delikwentowi z humorem, dowcipem. Może on tylko dorabia na zapłacenie za mieszkanie? Może za to dawanie dupy zje wielką pizzę we czwartek? Mógłby co prawda dorabiać korepetycjami lub pracą na ¼ etatu w zawodzie, który i tak po studiach  powinien wykonywać, ale wiedzy nie starcza. A ta robota taka prosta jest, prawie jak strzelanka w grze komputerowej. Łańcuchy tautologii, parę pojęć jak cepy. Dialektyka oprawców. Wiem, że nie ma gorszej obelgi dla niego w tej sytuacji. Prawie słyszę te przekleństwa i ten skowyt, który rozlega się z tamtej strony.

Wtedy, w tamten mroźny grudzień sięgnąłem po Biblię, otworzyłem ją na chybił trafił. I ujrzałem to.

Dnia trzynastego, pierwszego miesiąca, powołano więc pisarzy królewskich i ściśle tak, jak to zarządził Haman, napisano do królewskich satrapów , do namiestników pojedynczych dzielnic oraz do starostów pojedynczych narodów stosownie do pisma każdej dzielnicy i stosownie do języka każdego narodu. Spisano to w imieniu króla Ahaswerosa oraz opieczętowano królewskim pierścieniem.

Potem rozesłano te listy przez gońców do wszystkich królewskich dzielnic, by wytępiono, wymordowano i zgładzono wszystkich Judejczyków zarówno młodych jak i starych, kobiety i dzieci, w jednym dniu mianowicie trzynastego dnia dwunastego miesiąca, czyli miesiąca Adar, i by złupiono ich mienie.

Dosłowny odpis pisma informował, żeby to rozporządzenie ogłoszono w każdej dzielnicy; aby było to jawne wszystkim narodom i żeby się przygotowały na ten dzień.


Mam swoją Atlantydę tego dnia, mam kilku przyjaciół z tamtego czasu. Ale nie tylko z tamtego czasu. Bliskich czasami też tam dopuszczam. Chociaż właściwie to jest taka samotnia jak cela w areszcie śledczym, o smaku wodnistej zupy z płucek pływających dużymi kawałkami. Z wielką pajdą czarnego chleba pokrojoną dla bezpieczeństwa przez klawiszy na kawałki zanim to się stało modne w sprzedaży.

Czy gdybym wtedy nie podjął oporu to komuna by trwała i trwała? Bez przesady. Mógłbym jak inni przywozić z Turcji kożuchy lub dywany, pod dworcem w Budapeszcie sprzedawać zegarki lub sprowadzać kolorowe telewizory z ZSRR. Albo też wieść szare życie peerelowskiego obywatela, z wypiciem pół litra w sobotę ku pokrzepieniu. I tak by się to zawaliło. Zawaliło? Nie, nie. Ono odżyło przy pomocy – pożal się Boże – „naszych”. Którzy za obietnice udziału w nowym interesie zostawili nas w połowie drogi. Dziś mają niemały dylemat z bolkowskiej dialektyki. Potępiają werbalnie stan wojenny, ale ostro protestują przeciwko degradacji Jaruzelskiego. Są jednocześnie przeciw i za. Wytrzymują dzielnie w tym rozkroku i nie widzą w tym żadnej sprzeczności. Z Piotrowicza robią okrutnego zbrodniarza a z czułością wspominają jego zwierzchnika. A wystarczy na spokojnie obejrzeć tamto wystąpienie TV, aby zapamiętać na zawsze: „biorę na siebie całą odpowiedzialność”. No to jest teraz tego zasłużona konsekwencja po latach.

Wprowadza mnie w zakłopotanie, gdy ktoś mówi o mnie, że walczyłem o wolność. Walczyłem o siebie. Czy wygrałem sam? Absolutnie nie. Nic bym nie zrobił gdyby nie modlitwy mojej świętej pamięci Mamy, która stała w oknie do późnej nocy  i czekała aż wrócę. Nic bym nie zrobił i nie wiem jakbym skończył gdyby nie jej cierpliwa modlitwa o bezpieczeństwo dla mnie. A ja widząc ją w tym oknie robiłem jej znak zwycięstwa dwoma palcami ręki. A ona mogła wreszcie pójść spać zmęczona tym napięciem. Jak wielkie jet to napięcie dowiedziałem się po latach, gdy któreś z moich dzieci nie wracało na czas do domu i komórka nie odpowiadała...

Czasami, ktoś w ten zimowy grudniowy czas przypomni Idą pancry na Wujek. Wpisanie idą pan w google o dziwo na ostatnim miejscu listy podpowiedzi podpowiada link do tej pieśni na youtube. Czyli jest nas trochę atlantów na tym świecie. Słucham i ciary po plecach.  Ale czasami przypominam sobie tę pieśń nie w zimowy dzień a w samym środku lata, w upalny czas przed zachodem słońca. Gdy oka w domach są otwarte i z podwórka dobiega hałas dzieci oraz lekko podchmielonych młokosów popijających piwko. Puszczam im wtedy Idą pancry na wujek. Jestem przekonany, że patrząc na siebie z charakterystycznym grymasem na twarzach mówią do siebie: WTF?

Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura