Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
797
BLOG

Człowiek ze styropianu. Ostatnie cięcie.

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Obejrzałem film „Smoleńsk”. Trochę późno od premiery, ale obejrzałem. Pierwsze wrażenia? Brak Jandy w obsadzie. Można to powiedzieć jeszcze mocniej: cholerny brak Jandy. Jej gra powoduje w moim systemie nerwowym takie samo napięcie jak muzyka w filmach Hitchcocka. Jak ona to robi, że człowiek ma wrażenie, że grając każdego klapsa ma tylko jedno w głowie: „cholera, czy ja wyłączyłam to żelazko, czy ja je wyłączyłam, kiedy wreszcie skończy się to ujęcie, już nie mogę tego znieść!”.

Drugim wielkim nieobecnym jest oczywiście Donald Tusk, tfu, pomyłka freudowska. Oczywiście Olbrychskiego miałem na myśli. Ktoś mógłby zapytać a jaką rolę mógłby tam zagrać? Jak to, jaką? Oczywiście Kmicica. Chociaż bardziej mógłby zagrać księcia Radziwiłła. Kmicic lub Radziwiłł w filmie o Katastrofie Smoleńskiej? Oczywiście! Każdy polski film o charakterze politycznym powinie mieć jedną lub obie postaci w swojej fabule. Oczywiście w filmie mieliby inne nazwiska, ale graliby wciąż Kmicica lub księcia Radziwiłła. Czyli takie osoby w naszej przestrzeni politycznej, które uważają, że polskość to nienormalność. Że Polska jest niegodna, że jest malutka i tylko pod obcym butem może rozkwitać w całej swojej pełni. To są takie przekonania, że nie mamy absolutnie prawa porywać się na suwerenność. A już bycie namiestnikiem okupanta to jest szczyt ich marzeń. Także niewątpliwie jest to spory minus dla reżysera.

Ostatnim nieobecnym w obsadzie filmu - na własne życzenie – jest Opania, Marian Opania. Zasłynął tym, że odmówił gry w filmie „Smoleńsk” ze względu na swoje przekonania polityczne. W filmie „Człowiek z marmuru” grał redaktora Winkla, esbecką mendę dziennikarską i to mu nie przeszkadzało w jego przekonaniach politycznych. Kupuję tę narrację. Że też Krauzemu przyszedł do głowy taki pomysł, aby sięgnąć po tego aktora. Ale widać Opatrzność czuwała nad tym i uczyniła serce Opani, Mariana Opani zatwardziałym. Aż mi się brrrr robi na myśl, że widząc go w roli Prezydenta cały czas miałbym w pamięci tego Winkla.

No i oczywiście odczuwa się brak Wajdy. Miał on jakieś profetyczne zdolności, gdy w ostatniej scenie „Człowieka z żelaza”, chyba oficer prowadzący redaktora Winkla mówi mu, że te całe Porozumienia Sierpniowe to tylko taki świstek papieru. Czy ja wtedy w chłodny wczesnowiosenny dzień idąc na film „Człowiek z marmuru” mógłbym w najczarniejszych myślach przypuszczać, że po kilkudziesięciu latach w wydawnictwie, którego będzie on ważnym współwłaścicielem będzie pracował TW Ketman, czyli redaktor Leszek Maleszka, który donosił na swego przyjaciela Stanisława Pyjasa, którego najprawdopodobniej zabiła SB? Czy mógłbym przypuszczać, że oglądając film „Człowiek z żelaza” i panią Anię Walentynowicz w ostatnich scenach tego filmu, że będzie kiedyś taki czas, że ta sama gazeta wyprze się jej a w jej miejsce wstawi nieznaną wcześniej nikomu tramwajarkę? A Wajda po Katastrofie Smoleńskiej, w której gnie jeden z uczestników Tamtego Sierpniowego Strajku – Lech Kaczyński – który był jednym z głównych organizatorów „Solidarności”  zorganizuje akcję blokowania pochówku Prezydenta na Wawelu? Czy w scenariuszu pisanym przez życie mogłoby się znaleźć to, że gdyby Prezydent zaproponował mu odznaczenie to on by go nie przyjął tłumacza niezgodnością z przekonaniami politycznymi a jednocześnie przyjął medal z rąk prezydenta Miedwiediewa? Z rąk prezydenta tego samego państwa, które stanęło przed sądem w Strasburgu przeciwko rodzinom ofiar z Katynia. A przyjął je reżyser filmu o Katyniu?! Ktoś mi to poukłada w jakiś logiczny sens?

I o tym jest ten film „Smoleńsk”. O prawdzie, która miała być zakrzyczana. O skurwieniu redaktorów cynglów i winklów.

Miało być o filmie „Smoleńsk” a jak do tej pory piszę o różnych człowiekach. A to z marmuru, a to z żelaza. Bo tak to trzeba zestawić. To jest kontynuacja tej sagi politycznej dopisanej niejako w aneksie do poprzednich. Sama architektura wszystkich tych filmów obraca się wokół ludzi mediów, których zadaniem jest pompowanie do ludu określonej narracji. Co można powiedzieć o filmie? Że świetni lub słabi aktorzy? A któż to może ocenić miarodajnie. Jest jakiś wzorzec gry aktorskiej zakopany w Sevres pod Paryżem? Przecież nieuzbrojonym okiem widać, że jednym przypisuje się wielkość, podczas gdy są miernymi aktorami. Innym, którzy nie są uznani zgotowuje się seanse nienawiści za udział w obsadzie tego filmu. Jakby to było dotknięcie jakimś trądem, przed którym trzeba uciekać. A może to jest właśnie taka ucieczka redaktorów winklów przed prawdą, która próbuje ich dopaść?

Dla mnie w filmie liczy się przede wszystkim to, co wykracza poza codzienną rzeczywistość, co daje przesłanie do życia. Obsada może być z samych naturszczyków. Budżet nie musi być z milionami na efekty specjalne. W filmie „Smoleńsk” są dwie takie sceny. Jedną taką sceną są dusze polskich oficerów zabitych w Katyniu, oczekujące na przybycie dusz polskiej delegacji w siedemdziesiątą rocznicę tamtej zbrodni. Zbrodni, która była przez dziesiątki lat kłamstwem katyńskim. Nie udało się go utrzymać. Pamięć nigdy nie ginie. Gdy ginie, ginie cały świat. To nie przesada, to wniosek płynący z fizyki kwantowej, która mówi, że jeżeli nie ma obserwatora to nie ma i świata.

Drugą ważną sceną jest przekaz o mechanizmie propagandy zastosowanym przez Kmiciców i Radziwiłłów do „wyjaśniania” przyczyn Katastrofy Smoleńskiej. To są słynne nożyce Golicyna. To one stanowią genezę kłamstwa smoleńskiego, z którego co jakiś czas odpadają kolejne łuski. Czas tu nieustannie pracuje na niekorzyść Kmiciców i Radziwiłłów, stąd taka wściekłość, która ich neurotycznie gnębi.

Wreszcie klamrą spinającą człowieków  z różnych materiałów z filmem „Smoleńsk” jest kłamstwo wałęsowskie. Ostatniej scenie filmu „Człowiek z żelaza”. Syn Birkuta mówi, że „oto teraz poznaliśmy prawdę”. No i poznaliśmy ją. Ale co by nie było to tylko prawda jest ciekawa.

Nożyce Golicyna to ostre i skuteczne narzędzie. Dokonuje jednej z najgorszych kastracji. Kastracji umysłowej. Odcina w umyśle delikatne neurony wrażliwości umysłowej, wyobraźni transcendentnej. Przekonałem się o tym słuchając młodego, wykształconego człowieka z dużego miasta, który nie mógł zrozumieć tej sceny przywitania dusz oficerów z Katynia z duszami tych, którzy zginęli w Katastrofie Smoleńskiej lecąc na rocznicę uczczenia ich pamięci. Kompletnie nie mógł tego zaakceptować. Jakieś wbudowane ograniczenia w software i hardware.

No to młody kolego posłuchaj uważnie, teraz będzie jeszcze jedna klamra do Wajdy i do kolejnego jego filmu. Nie on pisał jego scenariusz. I nie jest ten scenariusz wcale do śmiechu. Młody kolego, który miałeś zdaną maturę na pięć pomyśl sobie, że mógłbyś mieć na maturze z języka polskiego temat przesłania, jakie wygłosił chochoł z „Wesela” Wyspiańskiego. Wyobrażasz sobie? Co napiszesz? Słomiany chochoł mówi. A ty musisz  z tego maturę zdać, aby zostać młodym i wykształconym, z papierem uprawniającym do dojrzałego życia. Wyobrażasz to sobie? Posłuchaj tego i zrozum to. Słomiany snopek omłóconego zboża mówi do wszystkich pokoleń Kmiciców i Radziwiłłów po wsze czasy:

Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci się ino sznur,
ostał ci się ino sznur.

Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura