Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
1718
BLOG

Herr

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Czy pamiętacie jak trolle nabijały się z tych, którzy nie popierają Tuska? Że wszyscy, którzy nie są za Tuskiem to są Wolscy lub Wolacy. Za cholerę nie rozumiałem skąd taka klasyfikacja. A teraz okazuje się, że tę żabę – o nazwie J.S. Wolski -  muszą łykać na żywca. To w ogóle jest ciekawe przebiegunowanie po tamtej stronie. Bo gdy wciągali do siebie polityków z PIS to było jak u Kalego. Dobrze być jak Kali komuś ukraść krowę, Kali się bardzo wtedy cieszyć i skakać z radości. Ale za to bardzo być źle, gdy jednak Kalemu ktoś ukraść krowę. Kali wtedy miotać obelgi na tego kto mu ukraść krowę.

Pomysł na to, aby JSW był kandydatem Polski na zastąpienie Tuska na tronie Europy jest arcymistrzowskim ruchem Kaczyńskiego. I tu wcale nie jest istotne czy Wolski ma czy nie ma szans na wybór. Moment ogłoszenia tej decyzji jest optymalny, ponieważ jest naprawdę zostało sporo czasu do mety wyborczej.

Po pierwsze pani kanclerz wielkich Niemiec musiała się fatygować do jakiegoś tam kartofla, w jakiejś tam Warszawie, aby zabiegać o poparcie dla Tuska. Kuriozalność tej sytuacji jest porażająca, że kanclerzowi Niemiec zależy na polskim obywatelu. Musiała wydzwaniać do niego i próbować się układać z nim. Rzecz niebywała. Tego nie było za Tuska.

I teraz Niemcy mają deadlock’a. Ponieważ Tusk, jako były premier RP powinien sam zrezygnować z kandydowania, bo nie jest w dobrym tonie, aby chcieć kandydować, podczas gdy kandydatury nie popiera rząd kraju, którego jest obywatelem. Nie wypada przyjmować propozycji od innego kraju. No nie uchodzi. A już szczególnie, gdy tym krajem są Niemcy a samemu ma się obywatelstwo polskie. A już szczególnie, gdy było się premierem i było się dopuszczonym do informacji ściśle tajnych o wadze państwowej. No „nie można służyć dwóm panom”. Gdyby nalegali jednak to powinien grzecznie acz stanowczo odmówić. No po prostu nie wypada. Nie wyobrażam sobie, aby taką propozycję mógł przyjąć David Cameron, ba, powiem więcej, nigdy by taka propozycja nawet komuś do łowy nie wpadła. Takich przypadków w historii polityki nie bywało a jak bywały to zwykle szufladkowano jej do szuflady z napisem: zdrada.

Jeżeli jednak zaakceptuje zgłoszenie go przez Niemcy to będzie można bez żadnej obrazy mówić o nim jako polityku niemieckim. Bo jeżeli ktoś kogoś desygnuje na jakieś stanowisko to po to, aby reprezentował jego interesy. Natomiast ja będę mógł o wszystkich siłach popierających Tuska w tej sytuacji mówić z pełnym przekonaniem jako o enerdowskiej opozycji marzącej o tym, aby choć jeden foton padł na ich twarze z reflektora wiozącego kanclerzową. Tego terminu zresztą używam od dawna w swoich notkach, co niektórzy uważali jako przesadzony. Jak widać wcale nie przesadziłem. Nikt nawet nie próbuje się jakoś kamuflować, wszyscy nadają jawnym tekstem.

Jeżeli jednak Niemcy uznają, że nie wystawia Tuska jako kandydata to będzie też źle, bo to by dawało zły przykład innym małym krajom, że nie taki diabeł straszny i może warto się porywać na suwerenność.

I tu rodzi się pytanie. Czy naród niemiecki, o liczbie ludności prawie trzykrotnie przewyższającej liczbę ludności Polski nie ma u siebie zdolniejszych polityków od Tuska? Naprawdę nie ma niego lepszego od niego w całych wielkich Niemczech West i Ost? Co ona ma takiego w sobie, że tak go chcą? Uważają go za dobrego polityka niemieckiego? To musi obniżać dumę narodową, że muszą sięgać po kogoś z innego kraju niż Niemcy. A co jako co ale o dumę narodowa dbają, posuwając się nawet do zrzucania swoich historycznych win na innych.

Jak bardzo dbają o to, aby nikt nie miał wątpliwości, kto tu jest hegemonem widać było w scence, którą obiektywy kamer uchwyciły podczas mistrzostw Europy rozgrywanych w Polsce i Ukrainie. Otóż na stadionie siedzieli obok siebie Tusk i Merkel. Chociaż „obok” jest tu niewłaściwym słowem. Tusk siedział o rząd niżej i gdy chciał coś powiedzieć musiał odwracać się do tyłu i robić kręcz szyi, aby ją zobaczyć. Z dyplomatycznego punktu widzenia rzecz niebywała, świadcząc o wasalnym, poddańczym stosunku do hegemona. I to we własnym kraju, w stolicy państwa, premier siedział jak wrona niższej rangi na niższej gałęzi. Wiedział o tym, że jest upokarzany na oczach całego świata. Widać to było po grymasie jego twarzy (chciałem napisać „po jego uśmiechu”, ale to byłoby słowo nie na miejscu). To nawet takie głupie ptaki wiedzą, że ten, kto siedzi na wyższej gałęzi stoi wyżej w hierarchii. Dyplomacja niemiecka zadbała o to, aby pokazać Polaczkom, kto tu jest hegemonem a kto pokornym poddanym.

Swego czasu Merkelowa powiedziała otwartym tekstem, że Tusk był tym, co się najlepiej trafiło Niemcom.

Jedno pytanie ciągle mnie męczy. Jak doszło do tego, że „to coś się trafiło”.

Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka