Co było najgorsze w tym, co się stało w dniu 24 lipca, po decyzjach Prezydenta o veto wobec ustaw reformujących sądownictwo? Zgorszenie maluczkich. Tych, którzy wierzyli – i resztkami sił nadal wierzą – że w tym wszystkich chodzi o Polskę. Zgorszenie maluczkich, grzech, o którym się mówi, że lepiej takiemu kamień młyński do szyi przyczepić i rzucić go na głęboka wodę.
Posłuchajcie palanty. Jestem dziś zimny jak stal i ostry jak piła łańcuchowa. Obstrukcja po upojnej zabawie właśnie się skończyła. Jeżeli nie ogarniecie się w krótkim czasie, nie doprowadzicie do tego, do czego się zobowiązaliście, to nie liczcie u mnie na taryfę ulgową. Zabawa skończyła się wczoraj rano ciężkim bólem głowy. Został po niej upiorny zespół dnia drugiego, który trzyma i nie chce odpuścić.
W rodzinie bywają ciche dni. To normalne, ludzie ocierają się o siebie i sprawiają sobie czasami ból. Ale w tym wszystkim chodzi o to aby nie być niemcami za długo. Aby wyjść razem na prostą przepraszając się i uśmiechając się do siebie. Dalej ciągnąc ten wózek w jednym kierunku. Bo jeżeli nie, to koniec.
Postawmy sprawę jasno w krótkich żołnierskich słowach. Nie ogarniecie się, nie dogadacie, nie wykonacie naprawy Polski to będzie krótka piłka: wypindalać w kosmos! Ty, ty i ty. Wszyscy. Nie będzie zmiłuj. Będziecie tańczyć na swoim pogrzebie jak Maniek Krzaklewski. Zrozumieli?
To teraz do ro-bo-ty!